JAN KONDRAK O ANDRZEJU GARCZARKU
(„Piosenka” nr 1, sierpień 2006)
KSIĘŻYC NAD GŁOWĄ JAK CZECHOWICZAndrzej Garczarek
Przyjeżdża Garczarek! Rozległo się konspiracyjnym szeptem po akademiku Femina. Była zima roku 1983. Niektórzy wiedzieli o kogo chodzi. Innym musiałem zanucić: … przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam
dlaczego kurwa mać bez przerwy
poucza ktoś w co wierzyć mam…?.(1)Działało.
Koncert odbył się na Czechowie, w mieszkaniu asystenta Instytutu Romanistyki UMCS Tomasza Stróżyńskiego. Skradaliśmy się konspiracyjnymi trójkami w improwizowanych odstępach. Trzeba było mieć kogoś wprowadzającego i grosz jakiś na honorarium. Audytorium obsiadło podłogi mieszkanka. Byli mężczyźni o rozpoznawalności asa wywiadu (na ogół), zaś niektóre panie były po artystowsku „odstrzelone”. Prywatny salon lubelski otwierał swoje tajemne podwoje. Tak to odbierałem.
Gospodarz i artysta pojawili się tęgo spóźnieni. Audytorium bez pytania wiedziało o co chodzi: tak, tak… musieli kluczyć żeby zgubić ogon. Garczarek wyglądał jak powinien. Pokaźna postura, twarz inteligenta, zdziwione brwi, wnikliwe spojrzenie spod ciężkich powiek, długie włosy, koszula flanelowa w kratę – coś, jakby uciekinier z Polskiej Akademii Nauk, który wybrał los farmera w Bieszczadach.
Po koncercie podniosłem się szybko z podłogi bo kości bolały, ale przeżywałem go jeszcze półtora roku. Tyle bowiem czasu minęło zanim odważyłem się napisać coś nowego. Wszystko co śpiewał Garczarek tamtego wieczoru było niewiarygodnie wiarygodne. Szalenie podobne do życia jakie przeżywa zwykły człowiek, bliziutko mu towarzyszące, a jednocześnie uniwersalne i monumentalne. Można powiedzieć, że w tym co zrobił „część staje się większa od całości” (2), i ta część ma w tej całości wielbiciela. Szlagiery z list przebojów stały się dla mnie raptem małe i nie z tej planety. Śmieszne jak krasnale ogrodowe. Jak on osiągnął tę wiarygodność? Musiałem sam sobie odpowiedzieć zważywszy, że cała bieżąca twórczość podziemna – poza tym co robił Jan Kelus – była niewiarygodna.
przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam
dlaczego kurwa mać bez przerwy
poucza ktoś w co wierzyć mam …?niech się gazeta „Neues Deutschland”
wstrzyma z wstępniakiem o pomocy
bo tu są ludzie którzy jeszcze
budzą się z krzykiem w środku nocyzaiste wielki to przyjaciel
znowu pucuje śniedź pomników
na wieczną chwałę i pamiątkę
pruskich kaprali Fryderykówprzyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam
dlaczego kurwa mać bez przerwy
poucza ktoś w co wierzyć mam …?jakim wy prawem o wolności
głosicie bracia w „Rudym Prawie”
wszak to od waszej nie ostatni
zwariował pisarz Ota Pavelprzebacz mi smutna Bratysławo
Hradcu Kralowy Zlata Praho
za śmierć jaskółki tamtej wiosny
i polskie tanki nad Wełtawąprzyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
wrogów poszukam sobie sam
dlaczego kurwa mać bez przerwy
poucza ktoś w co wierzyć mam …?
Cytowana piosenka jest osobna w twórczości Garczarka i osobliwa w całym kontekście literatury śpiewanej. Jednakże kilka cech twórczości mistrza ujawnia:
– Utwór Garczarka lubi konkret. Również historyczny. Zawiera wiele ogólnej wiedzy o świecie, takiej którą można zdobyć oficjalnie (inwazja wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację), jak i wiedzę, którą trzeba umieć zdobyć („jaskółka tamtej wiosny” to Jan Palach, popełniający samobójstwo w proteście przeciwko inwazji, a losy Oty Pavla, autora „Śmierci Pięknych Saren” też nie były oficjalnie znane). Zamiłowanie do konkretu – to też nasycenie nazwami własnymi miast, miejsc i codziennych gazet. Metodą aluzji i presupozycji autor szybko wytwarza u słuchacza wrażenie, że tej wiedzy w piosence jest minimalna, niezbędna tylko ilość. Czyli, że on sam ma przewagę nad piosenką – mówiąc żartem. Tak pojęty historyzm wystąpił częściowo w utworach: „Łazienki” (aluzje do Powstania Listopadowego; „Do obywatela Jana Jakuba Rousseau kilka pytań w sprawie „Umowy Społecznej””; „Sobocie” (o taksówkarzu z Pittsburga)
– Garczarek jak każdy rasowy artysta widzi to, czego się na ogół nie zauważa. To stały element postawy
twórczej (aluzja do Fryderyka Wilhelma i całej plejady książąt o tym imieniu daje właściwe światło na fakt, że idea wrogiego Polsce państwa pruskiego przetrwała w dawnej NRD – wbrew oficjalnej propagandzie). W innym utworze dostrzeże – pośród powszechnej nienawiści do patroli wojskowych w Stanie Wojennym – że żołnierz jest też ofiarą, figurką podobną do dziecięcych zabawek:
…dali ci karabin
kulek łódki dwie
w serce soku z malin
po kolana śnieg…
Gdzie indziej zauważy, że tarcza od frontu jest bezbronna, podczas gdy cały literacki świat patrzył na nią od zaplecza:
….taksówkarzu ze snu wydrążony
z potylicą bezbronną jak tarcza…
Czyli – w sposób symboliczny – ujmuje się za bitym.
– Metodą Garczarka jest mówić o tym co przemilczane. Tu mianowicie, że propaganda państwowa i religie wszelkie stale ingerują w prywatność poszczególnego obywatela, że jest traktowany przedmiotowo, jako niedojrzały i nieodpowiedzialny element większej całości, której dobro wymaga odeń ofiary podporządkowania. Tak jak w piosence „Popękało ze śmiechu sreberko”:
…spokojna głowa myśli kołysze
prawdziwa forsa dzwoni najciszej
a w bój ostatni o garść miedziaków
pójdą hołysze szkoda chłopaków…
– Robić to, co nie jest zrobione. Taki cel zdaje się również stawiać sobie Garczarek. Nikt nie przeprosił Czechów i Słowaków za udział Polski w inwazji. Zrobił to pieśniarz. Od siebie. Odważnie i skromnie jednocześnie. W innych utworach będzie tę zasadę wcielał w życie, zadając trudne pytania obiegowym sądom, przyłapując dogmat na gorącym uczynku. Ot choćby w utworze „Modlitwa”:
… z pokorą raba nie potrafię
brać – gdy się kto zamierzy – w pysk
widać ułomny jestem Panie…
nic tylko usiąść z żalu wyć…
– Koniecznie znaleźć odpowiednią formę i stylistykę. Bo rzecz jest również w samym języku i w koncepcji opowiadacza. Jan Kelus zastanawiał się: „…jak tu znaleźć słowo, które nie będzie brzmieć fałszywie potem…”.(3) Otóż nic tak nie służy wiarygodności pieśni, jak pierwsza osoba liczby pojedynczej (tu akurat skonfrontowana ze zbiorowością nazywaną raz braćmi, a raz zastąpiona nazwą gazety ). Nic tak dobrze nie robi na trwałość pieśni, jak odpowiedni dystans do aktualnej mowy żywej, tu z założenia niezbyt odległy, a użycie wulgaryzmu świadczy prawdziwie o stanie psychiki podmiotu. W końcu to pieśń buntownicza. A że to hymn – przeto zastosował autor dominujący zabieg stylistyczny: – pytania zamiast odpowiedzi. Czysta, klasyczna retoryka, organizująca formalnie cały tekst.
Konkret plus jasny tok narracji powodują, że ucho słuchacza i oko czytelnika nie zatrzymuje się na powierzchni tekstu, gdyż ten został uczyniony maksymalnie przezroczystym. Opowieść konkretyzuje się w głowie odbiorcy jako suma obrazów, zdarzeń i stanów emocjonalnych. To dla piosenki szalenie ważne. Ona jest przeznaczona do słuchania i w trakcie tegoż aktu powinna być zrozumiała. Poszerzenie warstw intelektualnych odbywa się tu poprzez system aluzji. Nie wpadłem na to od razu choć to widać. Kiedyś zapytałem Garczarka co aktualnie robi. Odpowiedział, że czyści najnowszy tekst z „ozdobników polonistycznych”. Dla mnie, wówczas studenta polonistyki – fakt, że mówi to „skończony polonista” był szokiem. Ale to jest element metody i konsekwencja przyjętych założeń.
Nawiasem mówiąc, ani ojczyzna polszczyzny, ani takie spotkania jak u Stróżyńskiego niespecjalnie rozpieszczały swojego wybitnego szermierza słów, skoro pojawiały się w jego ustach takie zwrotki:
…w Bełchatowie zamieszkam w hotelu
odkrywkowym górnikiem zostanę
by spod ziemi potrzebny minerał
dla ojczyzny dla kraju wydzierać…
Albo:
drogą prostą jak w pysk strzelił na Wandalin
lecieliśmy zrywać jabłka do Zadola
ksiądz poeta dobre miejsce nam naraił
lecieliśmy za urodzaj chwaląc boga…
Albo bardzo lubelska:
u Tereski Zajęczycy
połonińskiej carycy
nikoguśko przed sezonem
tylko krzoki z Górnych
zapodziałem się i Wacek
Biały z miasta Lublin
zapodziałem się i Wacek
Biały z miasta Lublin
ech ty losie niełaskawy
jebał cię pies bury
żeś nas obu zadołował
tośmy poszli w góry…(4)
Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że skarga na los dominuje u Garczarka.. Czymś, co zdecydowanie wyróżnia tego poetę, jest usilna dążność do dostrzegania pozytywów życia. Dążność do homeostazy, stoicyzm pewien. Nigdy natomiast nie jest to oderwana od racjonalności deklaracja optymizmu.
nie jest mi dobrze tak do końca
ani tak bardzo w końcu źle
pod bladożółtą blaszką słońca
dopóki mogę wierzyć żejest jeszcze tutaj pieśni parę
których nikt za nas nie napisze
i prawda jest ze w życia prozie
poetów wini się za ciszę …(5)
Albo:
Dopóki w dulkach chodzą wiosła
I sprzyja siostra – widoczność ostra
Praca nienudna
Woda niebrudna
– cudna żeglugapóki w marzeniach pająk cukrzyk
tęsknoty słodkiej przędzie nić
sprawa jest prosta
musi się udać
i dobre będzie
co ma być…(6)
Człowiek sięga po pióro na ogół wtedy, gdy spotka go nieszczęście. Niefart jest pierwszym posądzanym o nosicielstwo twórczości. Każdy, kto próbował napisać coś dobrego o życiu, wie jak ciężko jest radość istnienia uzasadnić artystycznie, nie popaść w naiwność. Garczarek to umie. Z mistrzowskim wyczuciem dozuje zachwyt i zwątpienie. Dobro jest uwarunkowane. Wszak mówi, że jest mu dobrze ale nie do końca, a dobre będzie tylko to co ma dobre być.
– Garczarek, jak każdy współczesny twórca, przed posądzeniem o naiwność broni się ironią, poczuciem humoru, nawet satyrą. Za to w przeciwieństwie do konkurencji nie jest w tym złośliwy. Nie stara się dokuczyć, zniszczyć. Prezentuje raczej czeski typ humoru, hrabalowski. Wyrozumiały i troskliwy. Jest w tym absolutnie wyjątkowy. Najlepiej to widać w tekstach poświęconym poetom:
weź ty się ożeń poeto Piotrowski
chodzisz tak chodzisz po tym Krakowskim
daj się namówić
co ci w końcu szkodzi
ludzi w aniołów nie przerobisz…(7)
Albo:
święty Piotr na bramie
swoją ma kanciape
wytapetowaną
w plakaty behape
każden kto do raju dostał skierowanie
musi z nim obgadać zakwaterowanie
kto tam…
Piotr się pyta
stoi ktoś przed kratą
wpuść mnie święty Piotrze
(…)
to ja Kazik Ratoń
Piotr się ulitował
przepuścił niebogę
bezinteresownie
naprawił mu nogę…(8)
W Średniowieczu nazywaliby Garczarka Dobrotliwym. Bez wątpienia. Zadziwił mnie kiedyś pytaniem o los Kazimierz Grześkowiaka. Zaraz po tym, gdy się okazało, że przyjechałem z Lublina. On, doskonale pominięty przez branżę, król undergroundu śpiewaczego, pyta o krezusa estrady? Otóż pytał. Był wyraźnie zafascynowany jego twórczością. Nawet jednemu z aniołów rękodzielniczych nadał imię Kazik. Ba – potrafił nawet złożyć w piosenkach rodzaj hołdu Jonaszowi Kofcie i Agnieszce Osieckiej. Przyznam, że łatwiej mi było zrozumieć Jałtę niż ten gest w stronę przedstawicieli tak nieprzeniknionej socjety. No ale cóż, prawdziwa wielkość jest bezinteresowna. Starałem się wysnuć z tego wnioski dla siebie.
– Nie ma miejsc lepszych i gorszych dla twórczości, są tylko opisane i nieopisane – zdaje się mówić Garczarek poprzez zamiłowanie do konkretnych miejsc. Na szlaku jego peregrynacji poetyckiej znajdziemy autentyczne warszawskie ulice – ale też Olecko, Wyszembork, Grzmiącą, Gawliki Wielkie, czy Lublin. (W katalogu odniesień – frekwencja miejscowości jest ogromna). Miejsce, gdzie wydarzyło się coś inspirującego – zawsze wchodzi do wiersza z nazwą własną. Ktoś powie, że to brak zaufania do fikcji literackiej. Być może, ale w czasach relatywizmu, umowności i niechęci do wartościowania takie zakotwiczenie dzieła wspomaga wiarygodność i już. Poeta zauważył swoją obsesję miejscowości peryferyjnych i z wrodzoną przekorą napisał tekst:
nie byłem nigdy w Dorohusku
Krajniku Dolnym Sławatyczach
jakoś nie przyszło mi do głowy
żeby Miedonią się zachwycać
(…)w Szczecinie byłem
lecz Szczecinek…!
po nocach sen mi spędza z powiek
wstyd mi że również tam nie byłem
dlatego więcej nic nie powiem(9)
Tak więc konkretne zdarzenia, miejsca, nazwiska. Ponadto przekora, pokora wobec faktów i wielkości, poczucie humoru, dobrotliwość, czesanie pod włos rzeczywistości, branie w obronę przegranego, pokazywanie drugiej strony medalu i jego ząbków – to elementy składowe zjawiska piosenek panaandrzejowych. Nie wszystkie. Nie da się objaśnić całej alchemii słowa i sposobu kojarzenia, które towarzyszą każdej oryginalnej twórczości. Także tej, garczarkowej. Natomiast da się udowodnić, że miała ona ogromny wpływ na kształtowanie się gustów i stylów pieśniarzy debiutujących w latach osiemdziesiątych. Myślę tu o Mirosławie Czyżykiewiczu, Piotrze Bukartyku, Tomaszu Olszewskim i o piszącym te słowa.
A zdarzenie opisane w piosence „Lublin” miało miejsce rzeczywiście. Wracaliśmy do Lublina po koncercie w klubie Iskra, w Świdniku. Sztuka się odbyła bez aplauzu. Organizatorzy powiedzieli nam, że na sali byli wyłącznie głuchoniemi z pobliskiej szkoły, którzy tego dnia mieli zbiorowe wyjście do lokalu. Mogliśmy trafić gorzej, na wycieczkę Węgrów – skwitował pan Andrzej w charakterystyczny dla siebie sposób. W Lublinie śniegu było tyle, że droga przez Park Ludowy się wydłużyła i nie zdążyliśmy na kolację z kolegami grającymi w klubach miasta królewskiego. Pozostało nam zauważyć fizjonomię księżyca i przeżuć w cichości sukces świdnicki.
na karku prawie czwarty krzyżyk
w papierach grajek estradowy
i znowu Lublin i cześć Pieśni i
Księżyc nad głową jak Czechowicz
na skróty brachu ścieżką pieszką
prowadź przez noc i Park Ludowy
z sześciostrzałówką na ramieniu
śpiącą w kołczanie brezentowymtrza by tutejszym swojskich pieśni
naszeptać Jaśku skośnooki
w żłoby nadziei sześciokonnej
sypnąć złociście garść obrokuna skróty brachu ścieżką pieszką
znów od Zamościa duje mrozem
napalić w sercach ludziom trzeba
a wiosną spływać z pierwszym lodem (10)
Jan KONDRAK
Przypisy:
1. – A. Garczarek, Przyjaciół nikt nie będzie mi wybierał
2. – Cezary Listowski, przytoczenie z wiersza Drogowskazy na wietrze
3. – Jan Krzysztof Kelus, Przed nami było wielu
4 – Wacek Biały ( śp.): chodzi o zaprzyjaźnionego z poetą redaktora Radia Lublin i później naczelnego Gazety Wyborczej w Lublinie
5. – A. Garczarek, Pod bladożółtą blaszką słońca
6. – A. Garczarek, Cudna żegluga
7. – A. Garczarek, Do Piotrowskiego – poety
8. – A. Garczarek, Kazik Ratoń
9. – A. Garczarek, Nie byłem nigdy w Dorohusku
10. – A. Garczarek, Lublin
Artykuł ukazał się w kwartalniku „Piosenka” (numer 1, sierpień 2006), w cyklu „Mistrzowie”